poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział II


Witam znów.
Dłuuuuuugo nic tu nie pisałam.
A szkoda, bo pisanie czegoś takiego na serio odpręża.
Ale potrzeba do tego odpowiedniego nastroju.

Cóż. Nastąpiła lekka *taaa bardzoooo lekka* zamiana stylu,
ale tak chyba lepiej pisze się takie głupoty.

Komentujcie, komentujcie,
bo właśnie duża liczba komentarzy zmotywowała mnie,
by coś tu jeszcze dodać.

Przepraszam za... hmmm... utrudnienia i opóźnienia
oraz życzę przyjemnego czytania
~Karro

***

obudził się trzymając w objęciach swoją Britney. Już od kilku tygodni nasza słodka, kanciasta parka mieszkała w Polsce. Syn Jupitera szybko dowiedział się, że to nie był najlepszy wybór, w końcu to Kraj Kwitnącej Cebuli, tu nic nowego nie zaakceptują... A co dopiero przyjąć w swe progi gościa tworzącego szczęśliwą parę z cegłą? Ludzie są naprawdę nietolerancyjni... Żal dupę ściska, nie?
Na szczęście Jason nie wynajął tego mieszkania. Osiedlili się w hotelu. Państwo Grace postanowili, że pomieszkają trochę w tym, zacofanym i kompletnie nic nie wiedzącym o idei tolerancji, kraju, a potem wyruszą w niekończącą się podróż po świecie. W tym czasie Jason trochę dorabiał. Pracował na budowie.

Był to już ostatni dzień, gdy firma, która zajmowała się budową ogromnego domu na przedmieściach Warszawy, wykonywała poprawki swej pracy. Był to też ostatni dzień pobytu Jasona i Britney na terytorium Polski. Pani Grace ubrała wygodną zwiewną kiecuszkę, aby wygodnie jej było w samolocie i razem z mężem udała się pożegnać jego kumpli z pracy. Jednak nikt nie znał tożsamości słodkiej żonki Jasona.
Na terenie budowy Jason szybko wkręcił się w rozmowę z Konradem - jego najlepszym kumplem z pracy. Był tak pochłonięty rozmową o Minecrafcie *hehe, jak on kocha wszystko co kanciaste ~ od autorki*, że zostawił swoją ukochaną już w wejściu.
Mówił właśnie o wspaniałym domku (w kształcie cegły, oczywiście), który zbudował ostatnio w to grając, gdy w jego głowie rozległ się głos:
- Jason, powiedz im, że nie jestem kolejnym głupim puzzlem w tej waszej murowanej układance! - darła się Britney, lecz Jason był pochłonięty rozmową.
Chłopak potrząsnął głową i słuchał jak jego kumpel opowiadał jak w tej ich głupiej grze zabijał owce. Konrad wymachiwał rękami przypominając sobie ruchy swojego kilofa. Przechodzili właśnie do kolejnego pomieszczenia, a Końdziu, pogrążony w swej historii, podczas machania łapskami jebnął z całej siły w futrynę. Grace prawie że turlał się ze śmiechu...
- Jason! Oni się do mnie dobierają! Chcą zdjąć mi sukienkę! Jason! Jason, ratunku! Nie wiadomo co zamierzają potem!!!!! Jason!!! Bronię się rękami i nogami, ale długo nie wytrzymam!!! Ratunku!!!! Kooooochaniee, raaaaaaaaatuuuuuuuuuuuj!!!!!!!! - Głos Britney w jego głowie nie ustępował. Lecz Jason, jak na kochającego męża i idealnego naśladowcę polskich osobników przystało, olał ją całkowicie, zajmując się jakże fascynującym zajęciem, jakim jest wyśmiewanie niezdarnego kolegi, który walnął w ścianę z taką siłą, że zaliczył glebę.
- Jaaaaaaason!!!! Ratunku!!! - drze się cegła w jego głowie, lecz on nic. Wraz z Kondziem piwko chla za ścianą.
A prawda taka, że tego piwa była pełna reklamówka z Biedronki. W końcu chłopak wtapia się w polski tłum, nie? Skarpety do sandałów, piwko w jednym ręku, reklamówka z Biedry w drugim... Tylko ten idealny kaloryfer nie pasuje! Bojler ma być, panie Grace, a nie kaloryfer! Kaloryferem tak nie nagrzeje!
Jason i Konrad stwierdzili, że sami tyle piwa nie obalą *co się z nimi dzieje? :o ~od autorki* i postanowili się podzielić z resztą. Cieszyli się wszyscy i chlali aż się alko nie skończyło. A śmiechu było co nie miara.
Aż w końcu przyszedł czas na rozstanie, bo samolot czekać nie będzie. Jason zaczął szukać żony, lecz po Britney ani śladu. I krzyczy, nawołuje rozgląda się.... Nic.
- Ej, chłopaki! Nie widzieliście takiej ślicznej, czerwonej, kanciastej cegłuni? - spytał kolegów.
- Stary, jesteśmy na budowie! Tu pełno cegieł!
Jason zaczął panikować.
- Ty debilu!!! - usłyszał znajomy głos. Poczuł się lepiej, mimo że w głosie żony narastał gniew. - Wołam, krzyczę pomocy, a ty mnie olałeś, kurwo!! 
Jason wędrował za głosem. Nie patrząc gdzie idzie, ruszył szukając ukochanej. Zatrzymał się i go zamurowało. Jego piękna Britney była wmurowana w ścianę i całkowicie naga. Zdesperowany Jason zaczął rozbijać mur, by uwolnić żonę, lecz nie przeczy, że myślał wtedy, że jego miłość wyglądała w tym murze jak najpiękniejsza sardynka w puszce z przeciętniakami....

poniedziałek, 12 maja 2014

Rozdział I

Jason pokochał Britney od pierwszego wejrzenia. Była partnerką z jego snów. Zgrabna, niska, ruda, kanciasta i nie posiadająca czaromowy. Choć może ją posiadała. Słyszał jej głos w swojej głowie i odpowiadał jej także myślami. We wszystkim się zgadzali. Nigdy nie kłócili. Byli parą idealną, lecz chłopak wciąż myślał o Obozie Herosów, który opuścił. O Percym i o Piper, którzy tak go upokorzyli.
Byli ze sobą już miesiąc, gdy Jason postanowił całkowicie zerwać ze swoim starym życiem. Nie chciał już dalej cierpieć, musiał stąd uciec. Jak najdalej. Wziął Britney w ramiona i poszedł z nią na lotnisko. Podszedł do kasy, przy której stał wysoki brunet. Wyglądał on na około 40 lat. Na jego identyfikatorze widniało imię "Jacob".
- Poproszę dwa bilety na najbliższy samolot poza granice Ameryki - powiedział szybko chłopak.
- Dwa? - spytał zdziwiony mężczyzna. - Proszę zawołać drugą osobę, potrzebuję państwa dowodów tożsamości.
Jason pogrzebał w plecaku i wyjął paszporty. Dziękował bogom, że wcześniej wyrobił paszport cegle. Otworzył jej dokument i spojrzał z rozmarzeniem na zdjęcie, na którym wyszła, jak zawsze, idealnie. Uśmiechnął się i podał mężczyźnie paszporty.
- Cegła ma paszport? - spytaj zdziwiony Jacob, patrząc na syna Jupitera jak na wariata.
Jason spiorunował go spojrzeniem, a potem spojrzał przepraszająco na Britney.
- To nie cegła. To moja żona. Britney Grace. Nie widzi pan nazwiska? - odpowiedział oburzony chłopak.
Kasjer nie wiedział, czy ma się śmiać czy płakać. Nigdy wcześniej nie widział wariata, który ożenił się z cegłą. Ani z żadną inną rzeczą. Bał się sprzedać mu bilety, gdyż chłopak wydawał się mu niebezpieczny. Jadnak, aby pozbyć się świra szybko dał Jasonowi bilety na pierwszy lepszy samolot i odesłał go, nie chcąc mieć do czynienia z żadnym szurniętym człowiekiem.
Samolot odlatywał za pięć minut, syn Jupitera spieszył się, by przejść przez bramkę, ale drogę zagrodził mu chłopak wyłaniający się z cienia.
- Jason, tu jesteś. Wszyscy cię szukają - powiedział Nico di Angelo.
- Nie obchodzą mnie oni. Zostaw mnie, Nico, mam teraz nowe życie - ominął syna Hadesa i pobiegł w stronę samolotu. Nico jednak nie dawał za wygraną. Zamienił się w cień i pojawił ponownie tuż za Jasonem, łapiąc go za nadgarstek.
- Czemu to robisz? Czemu wyjeżdżasz? Wiem, że Piper złamała ci serce, ale musisz żyć dalej. Ja żyję. Nie pamiętasz, czego kiedyś się o mnie dowiedziałeś?
- Pamiętam. Ale ty nigdy nie myślałeś, że może wam się udać, że on cię kocha. Ja i Pepes chdziliśmy razem ponad rok. Mieliśmy plany na przyszłość i nagle to wszystko runęło. Pozwól mi odejść.
Nico puścił jego nadgarstek. Jason ruszył szybko prosto do samolotu. Usłyszał jeszcze krzyk przyjaciela "U nas zawsze będziesz miał swój dom. Pamię...", reszta zanikła w przestrzeni.

Jason i Britney zajęli swoje miejsca w samolocie. Byli szczęśliwi, że teraz już zawsze będą tylko we dwoje, bez innych półbogów.
- Kocham cię - usłyszał głos ukochanej w swojej głowie.
- Ja ciebie też - odpowiedział myślami.
Lecieli całą noc wyznając sobie miłość, podziwiając widoki świateł miast. Gdy lecieli nad oceanem Jason poczuł gniew. Myślał wtedy o synu Pana Mórz i o Piper. Tyle przez nich wycierpiał. Jego oczy się zaszkliły, pozostała w nim jeszcze cząstka miłości do córki Afrodyty.
- Nie myśl tak o tym - mówiła cegła. - Gdyby nie to, nie poznalibyśmy się.
To działało jego złość powoli została zastąpiona przez wdzięczność.
Pomyślał o swoim małżeństwie. Dwa tygodnie temu poszedł z Britney po urzędu stanu cywilnego i zawarł akt małżeński. Ludzie dziwnie na niego patrzyli, ale w końcu udało mu się przekonać ich, że pała ogromnym uczuciem do cegły oraz, że ona je odwzajemnia. Miał problem ze świadkami, więc złapał pierwsze dwie osoby z korytarza i natrętnie prosił ich o pomoc. By pozbyć się problemu, zgodzili się zostać świadkami. Uronił łzę, gdy Britney powiedziała "tak". Potem obydwoje podpisali akt: on zamaszystym Jason Grace, a Britney włożyła swój kancik do tuszu, a potem do kartki. Tak słodko to robiła.
Gdy pojawiły się pierwsze promienie słońca, samolot zaczął się zniżać.
- Proszę zapiąć pasy, lądujemy - usłyszał głos pilota.
Zapiął siebie oraz Britney i podziwiał panoramę miasta.
Gdy wylądowali i wyszli z samolotu, Jason rozglądał się za informacją turystyczną. Chciał wiedzieć w jakim kraju są. Zobaczył napis Warsaw/Warszawa. Chwilę mu to zajęło, ale przypomniał sobie, że Warszawa jest stolicą Polski. Przeklął się, że postąpił tak bezmyślnie. Wsiadł do samolotu, nie wiedząc gdzie leci, chcąc zamieszkać w obcym kraju, nie znając ani jednego słowa w języku, którym teraz musi posługiwać się codziennie. Na szczęście szybko się uczył.
- Damy radę - powiedział głośno.
Wziął plecak, jego jedyny dobytek, i poszedł do kantora. Zamienił swoje oszczędności na złotówki. Miał 10,043 złote i 86 groszy. Znalazł pierwszą lepszą księgarnię i kupił słownik angielsko-polski. Przeglądał go, zapamiętując słówka. Pierwszą noc spędził na lotnisku, cały czas się ucząc.
Następnego dnia rano, poszedł na dworzec autobusowy, kupił bilet na przedmieścia Warszawy. Zaraz przy przystanku zobaczył transparent z napisem: "WYNAJMĘ MIESZKANIE" oraz numerem telefonu komórkowego. Herosi nie mogą mieć komórek, gdyż przyciągają one potwory, lecz tutaj czuł się bezpiecznie, nareszcie wolny. Kupił telefon i kartę, po czym wbił numer i zadzwonił do właściciela mieszkania.

niedziela, 11 maja 2014

Prolog

Chłopak bawił się kosmykiem czekoladowych włosów dziewczyny. W jego oczach zbierały się łzy.
- Ale... Ale jak to, Piper? - Jasonowi łamał się głos.
Dziewczyna cofnęła się, tak, że kosmyk włosów wyszedł z ręki Jasona. W okół zbierały się czarne chmury, a chłopak był coraz bardziej roztrzęsiony. Nie panował nad swoją mocą.
- Przykro mi, Jason. Naprawdę przykro.
- Przykro ci?! Chodziliśmy ze sobą ponad rok. Naprawę bardzo cię kocham, a ty... A ty mi mówisz, że to koniec? Tak po prostu? - z jego oczu płynęło coraz więcej łez, wargi się trzęsły, a ciemnych chmur było coraz więcej.
Piper potrząsnęła głową. Rozstanie bolało też i ją, a Jason niczego nie ułatwiał. Jednak wiedziała, że powinna być z tym kogo kocha najbardziej, a choć naprawdę kochała Jasona większym uczuciem pałała do Percy'ego.
- Po prostu czuję, że z nim będzie mi lepiej. Jeśli mnie kochasz, powinieneś pozwolić mi podążać za szczęściem.
Jason nie wierzył w to co słyszy.
- Z Percym będzie ci lepiej - powiedział to tak, jakby był w transie. Jak Piper może go rzucić dla Percy'ego - jednego z jego najlepszych przyjaciół. Jason nigdy by nie pomyślał, że wiążą ich jakiekolwiek uczucia, zwłaszcza teraz, gdy syn Posejdona tonie we łzach, po utracie Annabeth.
Miesiąc temu, Ann oznajmiła Percy'emu, że już go nie kocha, że znalazła kogoś innego, tak jak teraz Pipes, a potem odeszła do Gai. Tak, właśnie, do Gai, do ich największego wroga. Teraz walczy po jej stronie i, jak słyszano w Obozie Herosów, łączy je wielka miłość. Gajabeth jest teraz najsławniejszą i najbardziej znienawidzoną parą w obydwu obozach. Percy'emu musi być na prawdę ciężko, ale żeby od razu zabierać Jasonowi dziewczynę? To nie jest fair. Jason nie jest w stanie wybaczyć mu czegoś takiego.
- Piper, jeśli to na prawdę koniec... Jeśli tak, to... To nie ma już dla mnie miejsca w Obozie Herosów.
- Ale gdzie się będziesz podziewał? - teraz i dziewczyna płakała.
- Nie wiem. Poradzę sobie. Po prostu boję się, że jak zostanę ktoś może ucierpieć.
Ze łzami w oczach odwrócił się i pobiegł do domku numer 1. Spakowanie rzeczy zajęło mu kilka minut. Nikomu nic nie mówiąc opuścił obóz.

Gdy Obóz Herosów zniknął mu już z oczu spojrzał w górę.
- Tato - modlił się do Jupitera. - Wiem, że pewnie nigdy nie czułeś się tak jak ja, ale proszę, daj mi jakiś znak. Czy jeszcze kogoś pokocham? Ześlij mi jakąś dziewczynę. Proszę. Na razie moje życie nie ma sensu. Najlepiej, żeby to była jakaś Britney. Kocham to imię - plótł bez sensu.
Nagle poczuł ogromny ból w tylnej części głowy. Uderzyła go tam cegła spadająca z nieba. Ból był tak ogromny, że Jason prawie stracił przytomność, jednak ukląkł obok cegły.
- Britney?



_________________________________________________________________________________
Wiem, że krótkie. Rozdziały będą dłuższe.
Tym czasem proszę was o szczere komentarze :D